Wspieraj swoich sukcesorów! Niech pokonują własne ograniczenia!
Proces zmiany pokoleniowej to zjawisko, któremu towarzyszy bardzo wiele emocji. To właśnie obawy przed sprostaniem presji i oczekiwaniom rodziców, rodzeństwa, małżonków, pracowników i ich rodzin powodują, że sukcesja to interdyscyplinarny i wielowątkowy, a przede wszystkim bardzo emocjonalny proces, któremu efektywnie sprostają tylko ci sukcesorzy, którzy będą na te trudne i niekiedy ambiwalentne emocje przygotowani.
W
biznesie rodzinnym obawy te wykraczają również poza rodzinę
właścicielską czy kadrę pracowniczą, a swoim zasięgiem
dotykają obszaru lokalnej społeczności, gdyż odpowiedzialność
za region, w którym funkcjonuje firma, jest w sposób naturalny
wpisana w kod DNA firmy.
Firmy
rodzinne są społecznie odpowiedzialne. Innym problemem jest
fakt, iż tematu sukcesji w firmach się praktycznie nie
podejmuje, często bywa on przemilczany i nieskończenie wiele
razy odkładany przez właściciela na później. Potencjalny
sukcesor często nie jest również świadomy swoich praw, zakresu
odpowiedzialności i oczekiwań, jakie mają wobec niego rodzice w
związku z funkcjonowaniem przedsiębiorstwa. Wszystko to powoduje,
że pokolenie, które jest predysponowane do przejęcia biznesu
po nestorach, bywa zdezorientowane, przestraszone, pozbawione
motywacji i czasem nawet traci własną tożsamość i charyzmę,
która ginie w cieniu autorytetu ojca lub matki. Tak silna presja,
której doświadcza pokolenie potencjalnie następnych
przedsiębiorców, powoduje, że osób, które świadomie
stawiają na wyzwanie sukcesyjne, jest tak niewiele. Czy można to
zmienić? Można, trzeba jednak najpierw wsłuchać się w ich
prawdziwe obawy.
Obawy
sukcesorów firm rodzinnych
Konfrontacja
z autorytetem
Potencjalny
sukcesor musi najpierw zmierzyć się sam ze sobą, ze swoimi
marzeniami, skonfrontować się z własnymi oczekiwaniami wobec
planowanej ścieżki kariery, odkryć własną tożsamość zawodową,
a później zmierzyć się z dotychczasowym właścicielem.
Właścicielem, przez pryzmat którego przemawia silny autorytet,
biznesowe dokonania, ugruntowana pozycja, którą budował od momentu
założenia firmy bądź jej przejęcia z rąk poprzedniego
pokolenia. Gdy sukcesja staje się rzeczywistością i następca
przejmuje firmę, potężnym wyzwaniem jest zmierzenie się z
autorytetem dotychczasowego managera (rodzica) i zbudowanie
własnej tożsamości biznesowej oraz zaufania wśród pracowników,
kontrahentów, klientów i pozostałych interesariuszy firmy
rodzinnej.
Ileż
to razy w trakcie spotkań z młodymi ludźmi, którzy stoją u progu
tej decyzji, słyszeliśmy rozterki:
„Czy moje prowadzenie firmy będzie zgodne z
wolą taty/ mamy? Ich dotychczasową wizją biznesu?”
„Czy moje osiągnięcia będą większe niż
taty/mamy? Jakie przyjąć kryteria sukcesu? Wiadomo, że na
początku lat 90. sprzedaż w każdej branży rosła o nawet
kilkaset procent w skali roku. Ja takich wyników w dzisiejszych
warunkach gospodarczych nie jestem w stanie powtórzyć… ”
„Strasznie obawiam się porównania. Wiem,
że rodzice mieli wyjątkowy potencjał, byli całkowicie
zdeterminowani. Zastanawiam się, czy sam też mam takie
umiejętności”.
„Czy pracownicy, którzy są w firmie od
początku i pamiętali mnie w pieluchach, potem mówili na mnie
Jaś, Janek, a teraz mówią Jan, w przyszłości będą do mnie
mówić panie prezesie? Czy o ostateczną decyzję będą pytać
tatę?”.
Obawy związane z tym, czy „sprostam
wyzwaniu”, to najczęściej i najsilniej komentowane głosy.
Dziecko w oczywisty sposób chce pokazać Ci, że jest godne tego,
by kontynuować dzieło Twojego życia. Przyjmij jednak, że
jest to bardzo trudne emocjonalnie wyzwanie. Dlatego bardzo ważne
jest wsparcie właściciela. Stawianie odpowiednich wymagań, nie
przerastających dorosłego dziecka-sukcesora, ale też nie
powierzchownych, tylko takich, które rzeczywiście delegują na nie
odpowiedzialność. Trzeba pozwolić synowi czy córce uczyć się
na popełnianych błędach i wejść w rolę mentora, przewodnika i
mądrego przyjaciela.
Wsparcie
nestora będzie następcy niezwykle mocno potrzebne, a wręcz
kluczowe, gdyż oprócz tego, że sukcesor sam będzie porównywał
się do nestora, to jeszcze robić to będą pracownicy. Kolejne
wyzwanie związane jest bowiem z podejrzliwą postawą pracowników
wobec nowych właścicieli. Pracownicy mogą negować talenty,
proponowane zmiany i usprawnienia czy rekomendowane obszary
strategicznego rozwoju, a także umiejętności faktycznie
posiadane przez kolejne pokolenie i odbierać dobrą passę
firmy jako wynik działań dokonanych przez poprzednika. Pracownicy
w ten sposób nie doceniają efektów pracy nowego zarządzającego.
Co więcej, wszelkie porażki w firmie mogą przypisywać sukcesorowi
i oceniać je znacznie surowiej niż błędy poprzednika, zgodnie z
przeświadczeniem, iż nowy szef burzy dobrą sytuację firmy. Jest
to niewątpliwie efektem strachu pracowników przed „nową
miotłą” i obaw przed jakimikolwiek zmianami.
Wsparcie
nestora będzie następcy niezwykle mocno potrzebne, a wręcz
kluczowe, gdyż oprócz tego, że sukcesor sam będzie porównywał
się do nestora, to jeszcze robić to będą pracownicy.
Często
to mierzenie się z autorytetem jest szczególnie trudne.
Dotyczy to sytuacji, w której właściciel firmy nie do końca
wszedł w rolę ustępującego managera. Przekazanie firmy jest
równoznaczne z oddaniem bezpośredniej kontroli nad jej
prowadzeniem, a rodzice, aby tej kontroli nie utracić, nie udzielają
dzieciom stosownej władzy i uprawnień. Powodem braku
przekazania takiej kontroli jest na pewno obawa przed zniweczeniem
dzieła życia nestora, jakim było założenie i rozwinięcie
biznesu do aktualnej skali, ale również, co jest masowym problemem
większości polskich przedsiębiorców, brak planu nestora na
swoją przyszłość poza firmą po sukcesji. Zaangażowani niemal od
trzech dekad w rozwój swoich firm przedsiębiorcy poświęcili całą
swoją energię na działania związane z funkcjonowaniem biznesu,
zapominając przy tym o własnym hobby i pasji. Jest to zjawisko
obecne w znakomitej większości polskich firm rodzinnych, które
zostały od zera założone po okresie uwolnienia gospodarczego
w 1989 roku.
Każdy
sukcesor, który zdecyduje się na karierę w rodzinnym
przedsiębiorstwie, zmuszony będzie zmierzyć się z silnym
autorytetem nestora. W badaniu przeprowadzonym podczas kongresu
Next Generation 2016 w Poznaniu sukcesorzy wskazali, że decydujący
głos w firmie należy do nestora. Sukcesor nigdy nie zbuduje
własnego autorytetu, a być może nawet zwiększą się jego
kompleksy związane z „wchodzeniem w buty” prezesa, jeżeli nie
będzie posiadał własnych, autonomicznych w realizacji projektów.
Warto wyodrębnić oraz dedykować sukcesorowi jeden z obszarów
prowadzenia firmy w taki sposób, by ten mógł się w nim
realizować.
Dlatego
budowa autorytetu sukcesora w obliczu współpracowników,
kontrahentów i klientów należy do najbardziej wymagających
wyzwań zmiany sukcesyjnej w firmie rodzinnej. Jest to powszechny
problem, szczególnie w Polsce, gdzie większość firm
rodzinnych znajduje się wciąż w posiadaniu pierwszego pokolenia.
Dzieje się tak dlatego, że pokoleniu przejmującemu
przedsiębiorstwo niezwykle trudno jest przewyższyć zapał i
charyzmę założycieli firm, którzy zbudowali swój biznes od
podstaw i w których wizję i plan działania wierzą zatrudnieni
pracownicy i ich rodziny.
Ważne
jest więc, by świadomie budować autorytet „młodego”
właściciela, dawać mu dużo przestrzeni do działania i
konsekwentnie kreować jego silną pozycję zarówno wewnątrz firmy,
jak i na zewnątrz, w relacjach z klientami. Jeśli pójdzie to w
parze z jego zaangażowaniem w pracę, poczuciem odpowiedzialności
za firmę, to z czasem przyniesie pożądane efekty.
Pozyskanie
wsparcia pracowników
Jeżeli
od samego początku sukcesji nestor nie zadba o to, by tak
pracowników, jak i dzieci nauczyć wzajemnego szacunku,
przygotować ich na zmianę i towarzyszyć im podczas procesu, nie
może wzbudzać zdziwienia fakt, iż pracownicy są niechętni wobec
sukcesora. Oczywiście, ogromna rola w tej relacji jest również po
stronie dziecka, które „wchodzi” do firmy. To od niego zależy,
jak ocenią go podwładni.
„Boję
się, czy będziemy mieli dobre relacje z pracownikami, którzy
szanowali naszych rodziców. To nawet nie chodzi o to, że jestem ten
nowy, młody, którego pamiętają jeszcze z czasów szkoły. Chodzi
o to, czy uda mi się zrobić coś takiego, co przekona ich do
mnie… Naprawdę to moja największa obawa”.
Pracownicy
spoza rodziny także mają obawy związane z procesem sukcesji.
Często się obawiają, jak zmiana właściciela wpłynie na
firmę i jej kondycję, ale także personalnie na nich. Pracownicy
chcieliby, aby utrzymała się kultura firmy oraz wartości, które
ją dotychczas cechowały.
Wchodzący
do firmy sukcesor powinien być świadomie wychowywany w duchu
przedsiębiorczości przez nestora, a realizowane przez niego
zadania powinny być od samego początku wyznaczane w taki
sposób przez rodzica bądź moderatora procesu sukcesji, by mógł
on wykazać się swoimi umiejętnościami i kompetencjami w stosunku
do pracowników, a także pracować zespołowo wraz z nimi, by móc
poznać mocne i słabe strony każdego z kluczowych pracowników w
firmie. Tego typu procesy wzmacniają więzi pomiędzy juniorem a
„starą gwardią”, ale również pozwalają sukcesorowi
poznać organizację od środka, zrozumieć kluczowe kompetencje
najważniejszych osób w firmie, mechanizmy działające w
firmie, by w efekcie lepiej wykorzystywać potencjał kadry
pracowniczej przy jednoczesnym budowaniu w ich oczach autorytetu
przyszłego prezesa.
Własna
zawodowa tożsamość i pozorna decyzyjność
Aby
można było mówić o dobrym przygotowaniu do zmiany pokoleniowej,
ważny jest pierwszy etap sukcesji, czyli komu właściciel zacznie
przekazywać wiedzę o firmie. Procesy te trwają wiele lat, nie mogą
być skracane do „pilnej potrzeby”, bo zmniejsza to ich
skuteczność. W związku z tym jednym z kluczowych czynników
powodzenia jest posiadanie sukcesora (ewentualnie decyzja o
sukcesji pozarodzinnej).
Właściciel
powinien wiedzieć, że nie bez znaczenia jest obawa przed
brakiem rzeczywistej decyzyjności, blokowaniem działań już po
sukcesji. Młode pokolenie wyraża obawę, że jako były
zarządzający wciąż jednak będziesz „się wtrącał” w obszar
zarządczy ze swoimi „mądrymi radami”:
„Tato i tak nie ustąpi. Przecież on zawsze
wie lepiej. Nie przestanie się wtrącać i podważać moich
decyzji”
„Mój tato też wydaje rozkazy, mimo że ja
już przejąłem firmę. Nie myślcie, że u was będzie
inaczej. Nigdy nie jest. Oni mają to we krwi. Firmy to ich dzieci.
Ważniejsze nieraz niż my…”
„Mama
obiecała, że będę samodzielnie podejmować decyzje.
Czekałam na to kilka lat. Oddała mi zarządzanie firmą, ale nie
dała samodzielności. Wciąż kwestionuje moje pomysły. Jest
mi z tym coraz ciężej. Ale nie mówię tego mamie, bo trochę się
boję, że wówczas poczuje się nieważna i niepotrzebna. Tak
nie jest! Potrzebuję jej doradztwa. Ale nie mam siły już
wysłuchiwać, dlaczego moje pomysły są wciąż złe i
nietrafione”
„Ciągle słyszę: jeszcze będziesz miał
czas na podejmowanie decyzji”
To
mówią dzieci rodziców, którzy „przekazali” dzieciom
odpowiedzialność za firmę rodzinną. Albo precyzując: wydaje
im się, że przekazali. Rodzicom się wydaje. Bo dzieciom wydaje
się, że nie. I to pole różnych konfliktów. Sukcesja, która jest
jak zebra na pasach: raz ją widać, a raz nie.
Sukcesorzy,
którzy zdecydowali się na pracę w firmie rodzinnej
bezpośrednio po studiach bądź w charakterze swojej pierwszej
poważnej pracy, zmuszeni są zmierzyć się z autorytetem rodziców.
Zdrowym rozwiązaniem, które uwiarygadnia kompetencje oraz
intencje sukcesora, jest budowa własnego autorytetu poza firmą
rodzinną, np. poprzez pracę w korporacji bądź innej rodzinnej
firmie, zarówno w kraju, jak i za granicą. Zebrane w ten sposób
kontakty, doświadczenie, umiejętności czy zrealizowane
projekty stanowić będą podwaliny zaufania do kompetencji
sukcesora ze strony nestora.
Ciągłe
oczekiwanie…
A
co z tymi, którzy wciąż czekają? Jeśli miałbym wymienić jedno
z trudniejszych zadań, jakie mają przed sobą dzieci z biznesów
rodzinnych, to byłoby nim czekanie. Czekanie nawet nie na samo
przekazanie firmy, odpowiedzialności, władzy. Ale po prostu
czekanie na decyzję! Jakąkolwiek. Ale jasną i wiążącą.
„Dzieci”
te mimo dorosłości wciąż czują się rzeczywiście jak dzieci
przy silnych rodzicach, właścicielach. Często też po studiach,
lata po absolutorium, po skończeniu różnych studiów
podyplomowych czy nawet doktoratów lub studiów MBA dalej czekają,
aż będą miały większy wpływ na to, co dzieje się z firmą. Nie
chcę oczywiście powiedzieć, że taka jest reguła. Chcę jedynie
zaznaczyć, że proces sukcesji inicjować powinni właściciele.
Wówczas jest największa szansa, że zakończy się on
sukcesem.
Niestety
takie zawieszenie w oczekiwaniu jest bardzo typowym stanem.
Ważne jest, by właściciel firmy sobie uświadomił, jakie
emocje w związku z taką sytuacją towarzyszą jego dzieciom. Można
dzięki temu zaoszczędzić im wielu obaw, niepewności, lęków. To
rzeczywiście smutne, gdy dorośli, niejednokrotnie ponad
czterdziestoletni mężczyźni czy dojrzałe kobiety, wciąż
siedzą „w poczekalni” swojego zawodowego rozwoju. Czekają,
aż rodzic posunie się trochę dalej. Zrobi pierwszy krok. Zaplanuje
i weźmie odpowiedzialność nie tylko za swoje wyjście z firmy, ale
też za wejście w nią dziecka w odpowiednim czasie.
Młodzi
nie będą czekać w nieskończoność na objęcie coraz to bardziej
wymagających stanowisk czy realizację wymagających projektów w
firmie.
Przysłowie
„Trudno jest znaleźć miejsce słońcu w cieniu drzewa
genealogicznego” może stać się rzeczywistością w niektórych
rodzinach. Brak poczucia odpowiedzialności sukcesora za firmę
odczuwany jest przez nich jako przeciągający się okres
zawieszenia w próżni. Sukcesorzy, będąc niepewni swojej
przyszłości, pozycji oraz autorytetu w firmie, nie są w
stanie wygenerować maksymalnego poziomu zaangażowania w biznes, nie
są też w pełni gotowi do przejęcia pełnego zakresu
odpowiedzialności za realizację własnych, autonomicznych
projektów, a także mniej angażują się w proces planowania
strategii międzypokoleniowej, będąc w przekonaniu, że ich
głos nie jest tak samo wartościowy jak głos nestora. Młodzi
nie będą czekać w nieskończoność na objęcie coraz to
bardziej wymagających stanowisk czy realizację wymagających
projektów w firmie. Jeżeli ta wspomniana wyżej próżnia utrzyma
się zbyt długo, to możemy zatracić potencjał, który
spoczywa w predyspozycjach do przedsiębiorczości sukcesora, a nawet
spowodować jego odejście z firmy rodzinnej na rzecz własnego
biznesu bądź podjęcia pracy najemnej.
Jeżeli
nestor nie zadeklaruje konkretnie (z pewnym buforem czasowym)
daty przejścia na emeryturę bądź wycofania się z
prowadzenia biznesu i odejścia do organu nadzoru, sukcesor nigdy nie
zyska pewności siebie i nie będzie funkcjonował jako
pełnowartościowy następca.
Brak
autonomii sukcesora może doprowadzić zaś do nieodwracalnej w
skutkach sytuacji, w której sukcesor przyzwyczai się, że i
tak do niego nie należy ostateczna decyzja, i nie będzie w pełni
angażował się w swoją pracę, ponieważ nestor i tak
podejmie własną, inną decyzję.
To
była ta ciemna albo ciemniejsza strona sukcesji – z perspektywy
sukcesora. Czy jest zatem jaśniejsza? Jest! Oczywiście, że
jest!
Wsparcie
dla rodziny
Analiza
optymistycznych czynników związanych z procesem sukcesji
wykazała, że sukcesorzy cieszą się na to, że mogą wnieść do
firmy energię, zapał, świeżość, entuzjazm, nowe pomysły.
Definiują siebie jako grupę uczącą się szybciej,
wprowadzającą nową jakość myślenia i działania. Mają poczucie
chęci działania na rzecz firmy nie tylko po to, by kontynuować jej
rozwój w wymiarze stricte biznesowym, ale także w wymiarze
wdzięczności do rodziców, założycieli. Chcą, by ci mogli
udać się na zasłużony odpoczynek, by mieli więcej czasu dla
siebie, troszczą się o ich zdrowie i kondycję fizyczną. Chcą dać
im „poczucie bezpieczeństwa, a my zajmiemy się wszystkim”.
Nawet gdy sukcesor po przejęciu odpowiedzialności chce wprowadzić
w firmie radykalne zmiany, musi ze wszelkich sił starać się nie
tylko o pozyskanie przychylności ustępujących managerów, ale
przede wszystkim musi mieć na względzie chęć zachowania ciągłości
firmy poprzez respektowanie tradycji oraz tworzenie atmosfery
sprzyjającej zmianom. „Chcemy dać rodzicom poczucie ciągłości
biznesu i sensu działania, by wiedzieli i czuli, że ich praca miała
sens”.
Sukcesorzy
mimo wielu obaw związanych z procesem sukcesyjnym podsumowali w
dwóch na trzy badanych grupach, że chcą się angażować i
dawać z siebie jak najwięcej, aby móc odpłacić rodzicom za ich
trud i poświęcenie w rozwój firmy. Ważne jest jednak, by
robili to również dla siebie. Możesz przypomnieć swoim dzieciom,
że jesteś szczęśliwy, gdy one są szczęśliwe. A nie, gdy
szukając „szczęśliwego zakończenia dla historii
sukcesyjnej”, podejmują się zadań, które wykraczają poza ich
wyobrażenie o ciekawej pracy i zawodowym rozwoju.
Ważne
jest, by zdiagnozować i otwarcie komunikować rzeczywiste
intencje wobec planów sukcesyjnych. Sukcesor może być
wewnątrzrodzinny, jeśli taka jest wola nestorów oraz potencjalnego
kandydata z rodziny nuklearnej. Może być nim również ktoś z
dalszego otoczenia, np. ktoś z dalszej rodziny, członek rodziny
nienuklearnej bądź nawet któryś z kluczowych pracowników.
Wszystko jest kwestią woli właścicieli, którzy zdecydują się
biznes przekazać w ręce kolejnej generacji, sukcesorów, którzy
zdecydują się biznes przejąć, czy wspólnych wartości
towarzyszących zainteresowanym stronom, a także predyspozycji,
które pasują do danej firmy w danej sytuacji.
Tekst jest fragmentem książki „Narodziny firmy rodzinnej” – red. Adrianna Lewandowska, Piotr Andrzejczak, Maciej Stradomski, wyd. Instytut Biznesu Rodzinnego 2017. Książkę można kupić w księgarni Instytutu Biznesu Rodzinnego: www.ksiegarnia.ibrpolska.pl
Autor
dr Adrianna Lewandowska, MBA
Partner Zarządzający, doradca ds. strategii i sukcesji w firmach rodzinnych, Lewandowska i Partnerzy, Prezes Instytutu Biznesu Rodzinnego, Współautor książki „Narodziny Firmy Rodzinnej. Jak mądrze zaplanować sukcesję i przekazać biznes następcom”
Strona korzysta z plików cookies i innych technologii automatycznego przechowywania danych do celów analitycznych, realizacji usług i bezpieczeństwa oraz reklamowych, z wykorzystaniem profilowania. Korzystając z Serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki pliki cookies będą automatycznie zapisywane w pamięci urządzenia. Więcej informacji na temat zarządzania plikami cookies znajdziesz w Polityce prywatności Serwisu.